Czasem pomagam z matmy kilku moim widzom, którzy są na etapie kończenia gimnazjum, więc jeśli chodzi o matematykę, to mogę śmiało powiedzieć, że poziom zadań jest dużo niższy niż w czasach, gdy ja (rocznik 81) miałem iść do szkoły średniej. Czasem ktoś prosi mnie o wyjaśnienie tak prostego zagadnienia, że zastanawia mnie, dlaczego normalny dzieciak (bo to nie są jakieś wyjątki krytyczne) nie zrozumiał tego zagadnienia w szkole.

Czasem napotykamy "śmieszne" filmy przedstawiające, jak wygląda typowa lekcja w dzisiejszych czasach. Jeśli to naprawdę są typowe lekcje, to bez trudu mogę zauważyć, że poziom skupienia uczniów na tym, co nauczyciel próbuje wyjaśnić, jest drastycznie mniejszy niż za moich czasów. Zapewne to jest przyczyną tego, że w praktyce gimnazjaliści nie uczą się w szkole, tylko nauczyciel zleca uczniom, czego mają się sami nauczyć w domu i potem przeprowadza różne formy sprawdzianów. Taki uczeń przesiedzi kilka godzin dziennie na lekcjach, wraca do domu i podejrzewam, że jakby go zapytać czego się dzisiaj nauczył, to często nie byłby w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Nie wiem czyja to wina.

Jeśli chodzi o historię, to sprawa jest skomplikowana. Jedni powiedzą, że historia jest ważna, a inni, że jest niepotrzebna i uczeń może się jej uczyć, jeśli ma takie zainteresowania.

Jak dla mnie najlepiej by było, aby nawet podstawówki miały jakieś profilowe ukierunkowania i każdy rodzic, który wie co jego dzieciak lubi albo z czym lepiej sobie radzi, wybiera profil, który obejmuje przykładowo tyle i tyle historii na takim i takim poziomie. Gdy uczeń jest starszy, to sam może już podejmować takie decyzje.