MMO są skończonym produktem, wypuszcza się do nich tylko dodatki i patche. Podobnie przecież jest z „normalnymi” grami. Nikt chyba nie będzie próbował mi wmówić, że Wrota Baldura są niekompletne, bo wypuszczono jeszcze Opowieści z Wybrzeża Mieczy. Tak przynajmniej było do niedawna, bo coraz częściej słyszę o blokowaniu lub usuwaniu z gry elementów, by później sprzedawać je jako DLC.

Z Minecraftem jest trochę inaczej. Autor sam mówi, że sprzedaje niedokończony produkt. Innymi słowy, jest świadomy (w przeciwieństwie do deweloperów wypuszczających później patche do swoich gier) tego, że jego produkt jest niekompletny. Już sama taka postawa jest karygodna, a są przecież jeszcze szemrane zapisy w copyright notice, jeśli w ogóle można to tak nazwać.

Już samo nazywanie komercyjnego produktu „wersją testową” jest najzwyczajniej w świecie błędne. Podejrzewam że „Minecraft wciskam-wam-byle-którego-nawet-nie-muszę-skończyć-bo-chcę-kasę-już-teraz 1.6.6” nie brzmi tak melodyjnie jak greckie „beta”.